czwartek, 8 maja 2014

Kuchnia prababci

Ostatnio czas mija mi pod znakiem książek, choć zazwyczaj największą aktywność czytelniczą wykazuję w okresie jesienno-zimowym, jednak tegoroczna wiosna nie ostudziła tego zapału i wciąż pochłaniam kolejne książki, jedna po drugiej. Wśród nich jest wiele publikacji około kulinarnych, między innymi książka, która urzekła mnie swoją oprawą graficzną, wyglądem i dopracowaniem, bo tak naprawdę to właśnie ta strona najpierw mnie przyciągnęła (a jak już nie raz wspominałam, przywiązuję do tego dużą wagę). Kolejną kwestią była autorka, czyli rzekoma prababcia bestsellerowej pisarki Elizabeth Gilbert, której "Jedz, módl się, kochaj" w pewnym momencie podbiło i moje serce.

Jednak po kolei. "Kuchnia prababci" autorstwa Margaret Yardley Potter to książka kucharska, której pierwsze wydanie ukazało się w 1947 r., zaś kilka lat temu została odnaleziona przez Elizabeth Gilbert w pudłach z rodzinnymi pamiątkami - znaleziony egzemplarz należał do babci Elizabeth, a córki autorki. Takim sposobem, po latach książka ponownie ujrzała światło dzienne i została ponownie wydana. Autorka czerpała z ponad 20 lat doświadczeń kulinarnych, które przypadły na lata 20. XX wieku aż do zakończenia wojny, a swoimi przepisami już wtedy w "Wilmington Star". Tak prezentuje się historia niniejszej publikacji i jej autorki, przedstawiona we wstępie napisanym oczywiście przez Elizabeth. Choć mi historia wydaje się naciągana i uważam ją za świetny chwyt marketingowy, to abstrahując od tego książka jest niezłym zbiorem przepisów kulinarnych - a przecież o to właśnie chodzi.

Książka podzielona jest na 17 rozdziałów tematycznych, w związku z czym możemy poznać przepisy na przykład na: zupy, mięsa, warzywa, sosy, sałatki, desery, pieczywo, jajka czy ryby, a także receptury na specjale okazje: przyjęcia, weekendowy przyjazd gości lub szybkie śniadanie. 

Wszystkie przepisy są wplecione w rodzinne historie i opisy codziennego życia, przygody i doświadczenia autorki - wszystko opisane w lekki i humorystyczny sposób, dzięki czemu książkę czyta się z dużą przyjemnością. 

Muszę wspomnieć, że receptury napisane są ciągiem, jedynie ich tytuły wyróżnione są wersalikami, z jednej strony ułatwia to czytanie, po książkę przyswaja się jak dobrą opowieść, z drugiej zaś strony sprawia, że kolejne przepisy są mało czytelne i przy codziennym korzystaniu podczas gotowania nie obejdzie się bez zakładek, zaznaczeń i podkreśleń, tak by przepisy zyskały na czytelności. 


Jeśli chodzi o same przepisy to są one naprawdę różnorodne i jest ich wiele, jednak w składnikach dużo jest tłuszczów, mięsa przez co wydają się one zbyt ciężkie, jednak można je modyfikować do woli i są niezwykłą inspiracją do codziennych kuchennych przygód, na przykład sałaki, omlety i ciasteczka.

 Jedną z niedogodności może być sposób podawania ilości składników - szklanki, łyżki, jednak to kwestia gustu - jestem zwolenniczką wagi w kuchni;)

Książka może nie przypaść do gustu miłośnikom fotografii kulinarnej, gdyż nie ma w niej zupełnie zdjęć, ale nie o to chodzi w tej publikacji, trzeba ją traktować (bo tym w sumie jest) jako "przedruk" książki z początku dwudziestego wieku. Jednak ma ona wiele innych zalet, o których wspomniałam na początku - tych od strony graficznej - czytelność, kolorowe ozdobniki na stronach, piękna graficzna okładka w żywych wiosennych kolorach, dbałość o detale (różowa wstążka), półtwarda (zintegrowana) oprawa, większy format... wszystko to sprawia, że obcowanie z tą publikacją było dla mnie czystą przyjemnością, za której egzemplarz dziękuję wydawnictwu Rebis.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz