Jednak po kolei. "Kuchnia prababci" autorstwa Margaret Yardley Potter to książka kucharska, której pierwsze wydanie ukazało się w 1947 r., zaś kilka lat temu została odnaleziona przez Elizabeth Gilbert w pudłach z rodzinnymi pamiątkami - znaleziony egzemplarz należał do babci Elizabeth, a córki autorki. Takim sposobem, po latach książka ponownie ujrzała światło dzienne i została ponownie wydana. Autorka czerpała z ponad 20 lat doświadczeń kulinarnych, które przypadły na lata 20. XX wieku aż do zakończenia wojny, a swoimi przepisami już wtedy w "Wilmington Star". Tak prezentuje się historia niniejszej publikacji i jej autorki, przedstawiona we wstępie napisanym oczywiście przez Elizabeth. Choć mi historia wydaje się naciągana i uważam ją za świetny chwyt marketingowy, to abstrahując od tego książka jest niezłym zbiorem przepisów kulinarnych - a przecież o to właśnie chodzi.
Książka podzielona jest na 17 rozdziałów tematycznych, w związku z czym możemy poznać przepisy na przykład na: zupy, mięsa, warzywa, sosy, sałatki, desery, pieczywo, jajka czy ryby, a także receptury na specjale okazje: przyjęcia, weekendowy przyjazd gości lub szybkie śniadanie.
Wszystkie przepisy są wplecione w rodzinne historie i opisy codziennego życia, przygody i doświadczenia autorki - wszystko opisane w lekki i humorystyczny sposób, dzięki czemu książkę czyta się z dużą przyjemnością.
Muszę wspomnieć, że receptury napisane są ciągiem, jedynie ich tytuły wyróżnione są wersalikami, z jednej strony ułatwia to czytanie, po książkę przyswaja się jak dobrą opowieść, z drugiej zaś strony sprawia, że kolejne przepisy są mało czytelne i przy codziennym korzystaniu podczas gotowania nie obejdzie się bez zakładek, zaznaczeń i podkreśleń, tak by przepisy zyskały na czytelności.
Jedną z niedogodności może być sposób podawania ilości składników - szklanki, łyżki, jednak to kwestia gustu - jestem zwolenniczką wagi w kuchni;)
Książka może nie przypaść do gustu miłośnikom fotografii kulinarnej, gdyż nie ma w niej zupełnie zdjęć, ale nie o to chodzi w tej publikacji, trzeba ją traktować (bo tym w sumie jest) jako "przedruk" książki z początku dwudziestego wieku. Jednak ma ona wiele innych zalet, o których wspomniałam na początku - tych od strony graficznej - czytelność, kolorowe ozdobniki na stronach, piękna graficzna okładka w żywych wiosennych kolorach, dbałość o detale (różowa wstążka), półtwarda (zintegrowana) oprawa, większy format... wszystko to sprawia, że obcowanie z tą publikacją było dla mnie czystą przyjemnością, za której egzemplarz dziękuję wydawnictwu Rebis.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz